Z zeznań jeńców wziętych przez
podjazd Sierakowskiego polskie dowództwo wiedziało, że Kozacy z Tatarami są
oddaleni o 5 mil. Ich przyjścia spodziewano się w sobotę 10 lipca.
Ponieważ Kozacy nie mieli w zwyczaju walczyć lub maszerować bez taboru,
regimentarze uznali, że zdążą jeszcze w ostatniej chwili uzupełnić zapasy przed
ich przybyciem i wyprawili o świcie 10 lipca 18 towarzyszy i 1500 ciurów. Po tej grupie wyprawiono kolejne, razem wyszło z
obozu co najmniej 4000 – 6000 czeladzi. Zapewne ciurów ze swego taborku wysłał
także książę Jeremi.
Tymczasem część wojsk tatarskich
wsparta oddziałami konnych Kozaków,
idąc między Zbarażem, a Wiśniowcem obeszła obóz polski, tym sposobem odcinając
drogę powrotną wyprawionej czeladzi. Ta w części zginęła, w części uciekła w
kierunku Tarnopola, część zdołała wrócić do obozu.
Polacy utracili 4000 – 6000 ludzi.
Po pobiciu picowników Tatarzy z
Kozakami nadciągnęli od strony Starego Zbaraża pod obóz polski. Około godziny 6
rano
„od pasieki książęcej, jako i od dąbrowy nad obozem książęcym” zaczęli
pokazywać się przed wałami. Konnica polska wyszła w pole. Wg. rady Ostroroga
uszykowano ją w szachownicę. Na prawym skrzydle stanęły pułki Wiśniowieckiego i
Ostroroga. W centrum zajęli miejsce Koniecpolski wraz z Sieniawskim, którzy objęli
komendę nad swoimi pułkami wchodzącymi w skład większego pułku Ostroroga. Lewe skrzydło
utworzyły pułki Firleja i Lanckorońskiego.
Tatarzy wysłali naprzód harcowników.
Ich grupa (podobno aż 2000)
starła się z Tatarami Wiśniowieckiego, którzy w sile 150 koni (nie wiemy czy
etatowo, czy realnie do boju) pod jednym znakiem ruszyli im naprzeciw. Była to
chorągiew Stapkowskiego lub Mikołajewskiego, wzmocniona częścią drugiej
chorągwi Tatarów książęcych. Doszło do żwawej utarczki. Tatarzy Wiśniowieckiego
będąc w mniejszej sile zostawili z tyłu sztandar i unikali zwarcia dzieląc szyk
raz na trzy, drugi raz na cztery, wreszcie na dwie części. Po każdym takim
podziale znów łączyli się w jeden hufiec. Wreszcie za czwartym razem, nie
dzieląc się, uderzyli na przeciwnika „wraz iuz z Chorągwią skoczywszy”. Zostali
jednak rozbici, a jednego z poruczników tatarskich „sześć razy w łeb szkodliwie
cięto”.
Po zegnaniu polskiego harcownika,
Tatarzy wraz z Kozakami „Pułkiem wielkym” natarli na siły książęce i stojący
przed wałami taborek tegoż, obsadzony przez dwie kompanie piesze (etatowo 200
osób) i
czeladź pułku książęcego (ok. 1500 ludzi).
Ów pułk wielki powinien stanowić większość spośród wojska nieprzyjacielskiego,
które już przybyło. To mogło w całości liczyć 20 000,
ewentualnie sama grupa atakująca Wiśniowieckiego miała mieć 30 000 ludzi.
Ta pierwsza cyfra wydaje mi się bardziej realna, choć i wyższa jest do
przyjęcia. Niemniej przynajmniej w przypadku Tatarów w tej liczbie zawierała się także ich służba, złożona w dużej mierze z chłopców, a więc o znikomej wartości bojowej. Książę Jeremi
uderzył na nieprzyjaciela swoim pułkiem, zostawiwszy w posiłku chorągiew
Zamoyskiego (husarską lub kozacką). Oddziały Wiśniowieckiego nie zdołały od razu przełamać wroga. Kochowski twierdzi, że atakowano szablami,
co sugeruje, że chorągwie husarskie pułku książęcego albo nie wzięły jeszcze w
tym momencie udziału w walce albo nie miały kopii. To drugie wydaje się o tyle
prawdopodobne, że tabor w którym zwykle wożono tę podstawową broń husarii znajdował
się pod obozem w którym znalazła się główna siła żołnierzy wojewody ruskiego.
Oczywiście Kochowski nie jest najbardziej wiarygodnym źródłem – w istocie
husarze mogli atakować kopiami. W każdym razie doszło do zaciekłej walki wręcz
z przeważającymi liczebnie Tatarami i Kozakami. Jednocześnie bronił się
taborek. Dla rozstrzygnięcia na prawą flankę przeciwnika uderzyły ukośnie dwie
chorągwie: wspomniana Zamoyskiego (100 lub 120 koni) i husarska Aleksandra
Lubomirskiego (92 konie) z pułku Ostroroga.
Atak posiłków zmusił wrogów do ucieczki. Polska jazda skręciła w prawo
spędzając Tatarów nacierających na taborek i pognała ich na dystansie co
najmniej ćwierci mili.
Po powrocie pod obóz oddziałów
książęcych wrócili i wcześniej spędzeni Tatarzy. Nie śmieli już zbliżyć się do
prawego skrzydła w większej sile. Podjęli za to harce. Przeciw ordyńcom
niepokojącym centrum ruszyły w pewnym momencie cztery chorągwie kozackie z
pułku Koniecpolskiego: Zaćwilichowskiego, Kalińskiego, Proskury i Ratowskiego
(razem 388 koni). Gdy roty te Tatarzy „zewsząd ogarnęli”, na pomoc ruszyły dwie
kolejne: Strzałkowskiego (95 koni) z pułku Koniecpolskiego i jedna z kozackich
Sieniawskiego . Ich atak wyrwał z okrążenia wysłane wcześniej oddziały i zmusił
Tatarów do cofnięcia. Rota Ratowskiego utraciła jednak swój sztandar.
Po dłuższych harcach Tatarzy
wycofali się z przedpola obozu. Po ich odwrocie – pół godziny przed wieczorem
zaczęły wracać do taboru chorągwie polskie. Sam Wiśniowiecki wprowadził 3000
ludzi (zarówno żołnierzy jak i czeladzi, tabor książęcy wszedł do obozu w
trakcie harców), za nim wjechał jeszcze Jan Dzik z 7 chorągwiami: pięcioma Zamoyskiego i dwiema innymi. W
walkach pod obozem obrońcy stracili kilkunastu towarzyszy (m. in. jednego
„strzałą w pół przeszyto”)
i kilkadziesiąt czeladzi. Zabity został między innymi chorąży z roty
Ratowskiego, a także towarzysze z pułku Wiśniowieckiego: Rakowski i Szostowicki
z roty Zamoyskiego.
Z pozostałych pułków rotmistrza Duszyńskiego „na harcu postrzelono”. Straty
tatarskie, wobec ich klęski w największym starciu, z pewnością były znacznie
większe. Między innymi został zabity podskarbi chański „syn Gaziego beja
imieniem Azamet”. Polacy wzięli jeńców. Od
nich zapewne uzyskano informację, że Chmielnicki jest oddalony o 1,5 mili.
Dowodzący prywatnymi chorągwiami Zamoyskiego Jan Dzik wysłał natychmiast z tą
informacją jednego kozaka do Zamościa.
Po powrocie do obozu armia polska
przystąpiła do dokończenia wałów.
Wieczorem, już po zejściu z pola jazdy koronnej, przybył pod Zbaraż Chmielnicki
z częścią wojska kozackiego, częścią taboru i artylerią.
Wraz z nim nadciągnął też chan prowadząc główne siły tatarskie. Zajęły one
stanowiska na południe od obozu i na zachód, ku Staremu Zbarażowi.
Kozacy obsadzili małe lasy usytuowane przed obozem, których nieopatrznie nie
wycięto z winy Firleja.
Dowództwo polskie, z zadaniem poinformowania króla o zaczynającym się
oblężeniu, wysłało towarzysza Chwalibowskiego. Ten przemknął się „mrokiem mimo
nieprzyiaciela” i poszedł w kierunku Lublina (dotarł tam 17 lipca).
Pozostali w obozie przez całą noc poprawiali wały.
Tak rozpoczęło się najsłynniejsze oblężenie w historii Polski.Zainteresowanych jego przebiegiem odsyłam do swojej książki na ten temat.
Jej elektroniczna wersja jest do nabycia tutaj:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz