piątek, 20 listopada 2015

Szybkość poczty w XVII w., cz. 4

W Księdze Pamiętniczej Jakuba Michałowskiego (PAN Kr., rkps 2253, k. 129v) znajdujemy "Wypis Uniwersału J. M. P. Krakowskiego (kasztelana krakowskiego Mikołaja Potockiego), który przyszedł do Lublina 17 May i pisany 4 May 1648".
Dokument pisany był w Czerkasach co oznacza, że kurierzy musieli pokonać co najmniej 790 km (licząc najprostsze dzisiejsze drogi). Treść uniwersału dotarła do Lublina jak widać w ciągu co najwyżej 14 dni (zakładając że uniwersał wyszedł rano 4 maja, a odpis dotarł do Lublina 17 maja wieczorem).
Z prostego dzielenia wyniknie 56,4 km na dzień podróży kuriera, a więc znacznie mniej niż w przypadku przytoczonych wcześniej przykładów kurierów idących z listami:
http://romanrozynski.blogspot.com/2015/05/szybkosc-poczty-w-xvii-w-czesc-1.html
http://romanrozynski.blogspot.com/2015/06/szybkosc-poczty-w-xvii-w-cz-2.html
http://romanrozynski.blogspot.com/2015/08/szybkosc-poczty-w-xvii-w-cz3.html
Należy jednak podkreślić, że uniwersał skierowany był do wielu osób i stąd mogły wyniknąć opóźnienia, gdyż kurier zapewne musiał go udostępniać po drodze do przepisania, by rozpowszechnić wiadomość jak najszerzej.

czwartek, 19 listopada 2015

Przyczynek do długości żołnierskiej służby Zaćwilichowskiego i Kalińskiego

Każdy czytelnik "Ogniem i mieczem" kojarzy zapewne Zaćwilichowskiego. Zdaniem Sienkiewicza był on starym i doświadczonym żołnierzem. I faktycznie. Jak donosi "Instructia Ich Mościom Panom (…) Posłom Woyskowym w kole Generalnym Pod Lwowem na Seym Walny Warszawski (22 XI 1649 r.)" (1):
P. Mikołaj Zaćwilichowski, ten lat 30 y kilka żołnierzem z konia nie zsiadaiąc, lat 24 Rothmistrzem, przez lat 5 Commisarzem (...) Woysk Zaporowskich
 Z tegoż dokumentu poznamy także orientacyjny czas służby postaci z "Potopu" - Kalińskiego, tego samego co wraz z wojskiem szwedzkim w 1655 r. oblegał Jasną Górę:
P. Severin Kaliński, Rothmistrz w Woysku Rczptey dawny z Siwym Jusz w słuszbie Rczptey pokryty włosem przez lat kilka dwadzieścia (czyli dwadzieścia kilka)
Pamiętać należy, że dane te pochodzą z 1649 roku, a obaj wymienieni nadal służyli Rzeczypospolitej.

(1) APG, sygn. 300, 29/ 133, k.325v.

środa, 11 listopada 2015

Kula w zbroi, rozbicie części taboru, jego zawarcie i odwrót czyli starcie pod Tynem w sierpniu 1648 roku



Na początku sierpnia 1648 roku bandy kozackie grasujące na Wołyniu przekroczyły Horyń, a wkrótce zagroziły Ołyce i Łuckowi. Do kontrakcji przystąpił jednak zorganizowany przez województwo wołyńskie pułk zaciężny dowodzony przez wojewodę bracławskiego Adama Kisiela.
Wojewoda, chcąc zabezpieczyć ziemie Wołynia i oczyścić sobie drogę w pobliże głównych sił Chmielnickiego z którym miał pertraktować (w obstawie pułku wołyńskiego), ruszył nad Horyń wysyłając podjazdy we wszystkie strony, gdzie tylko usłyszał o nieprzyjacielu.
Pierwszy podjazd rozgromił kilkuset Kozaków między Huszczą, a Berezdowem. Na podjeździe poległ pan Łuba z chorągwi dowodzącego podjazdem chorążego nowogrodzkiego Mikołaja Kisiela (brata Adama) i kapitan starosty kałuskiego Jana Zamoyskiego z Równego, który był przy tym podjeździe[1]. Źródło, które o tym donosi, przedstawia także dalszy przebieg wydarzeń:

Ziawiła się potym druga Kupa [kozacka], która Stephanów y Włodzimierkę nie daleko Czartory[sk]a y insze miasteczka Podleskie splądrowała, tam wyprawił JMP wo[jewoda] JMPP Sapiechów Krzysztofa y Tomasza w 700 koni,

Warto dodać, że Krzysztof dowodził chorągwią kozacką (150 koni), a Tomasz husarską (100 koni). Nasi:

napadli na nich [Kozaków] pod Tynem, którzy Tabor swóy między rzeką Słuczą, a błotem y wielkimi lassami mieli, uderzyli iednak [Polacy] z odwagą swoią na ten Tabor y nie mogli nic radzić, urwawszy go szmat nie mały wysiekli, a potym oni [Kozacy] znowu spięli Tabor.

Jak widać pojedyncze rozerwanie taboru nie doprowadziło do rozgromienia całości sił nieprzyjacielskich, a jedynie części. Relacja ta podaje też straty, dzięki czemu dowiadujemy się o udziale w bitwie jeszcze jednej chorągwi kozackiej – Piotra Falibowskiego (150 koni)[2]. Mając podaną wyżej liczebność podjazdu okazuje się, że w pozostałych chorągwiach musiało być jeszcze 300 koni. Powinny być to zatem dwie chorągwie kozackie po 150 koni:

Tam zabito z pod chorągwie P. Chwalibowskiego Pana Czerkaskiego y Porucznika postrzelono. Spod chorągwie JMP Sapiehy Tomasza Kotowskiego dwa kroć postrzelono y inszych towarzystwa kilkunastu postrzelono y Czeladzi, a zabitych kilka, wzięła jednak y ta Kupa wstręt ieno co ruszyli się ku Chorodnicy Korecki[ej], wyrżnęli się ku Połonnemu.

Interesujący jest fragment listu Adama Kisiela[3]. Najpierw mamy tam opis miejsca walki i samego boju:

Pułk ieden [kozacki] oparł się między Kołkami y Czartoryskiem po tym pogromie, który się stał pod Huszczą, obrócili się wszyscy w Polesie, za którymi musiałem wysłać Jego Mść P’a Sapiehę z Komarza Brata mego, który doszedł ich z kilką chorągwi y dał im wstręt, że cofnąwszy się poczęli uchodzić. Tandem[4] zgotowawszy się przed tym między Ścieszkami y lasami z Taboru pod Tynem wyszli, gdzie nad mój Ordinans ochota Ich MM zmaczała ich

Najwyraźniej wysłany podjazd nacierał bardziej ochoczo niż nakazał Kisiel. Dalej znów następuje wyliczenie strat. Najciekawsza wydaje się tu wzmianka o kuli, która wbiła się w napierśnik:

y narażono nie mało [Kozaków] ale tesz y nie bez swoiey szkody, bo y samego JMP’a Krzysztopha Sapiehę mało nie zabito, w blachu przednim została kula y towarzystwa przednich kilka postrzelonych także, a czeladzi także kilkanaście.

 Po tej bitwie Kozacy odeszli:

na Horodnicę, y poszli ku swemu Woisku.



[1] APG, sygn. 300, R/Ee, 32, s. 557, Diaryusz de Data 30 Aug: z Puł mile od obozu wielkiego z obozu JMP W[ojewody] Bra[cławskiego].
[2] Liczebności chorągwi podaje BCzart., rkps 142, s. 428–429, Laudum W[ojewó]dz[twa] Wołyńskiego, 25 VI 1648 Łuck.
[3] APG, sygn. 300, R/Ee, 32, s. 467, Copia listu od P’a Woiewody Bracławsk. do Jego Mci P’a Canclerza Koronnego [Jerzego Ossolińskiego] de data 20 Aug. W Obozie Comissarskim.
[4] Wreszcie



poniedziałek, 9 listopada 2015

Walka jazdy z pieszymi w lesie, gęstym życie, pancerze pod odzieżą i połamane bagnety

Dnia 18 czerwca 1863 r. doszło pod Górami do walki złożonego z samej konnicy oddziału polskiego z czekającym nań w zasadzce oddziałem rosyjskim. Oddział polski mimo zaskoczenia odważył się na atak ale został zmuszony do ucieczki. Nie pisałbym więc o tym starciu gdyby nie interesujące aspekty tego starcia, jakie naświetla urzędowy raport rosyjski:

Dowódca 3ej kompanji strzelców Halickiego pułku piechoty, porucznik Pleskaczewski, wysłany ze Staszowa w powiat Stopnicki z powierzoną mu kompanją i 50 kozakami z 3 seciny Dońskiego pułku kozackiego Nr. 3, pod dowództwem esauły Bołdyrewa, przechodząc przez powiat Stopnicki otrzymał wiadomość, że w folwarku Góry w powiecie Miechowskim, oczekują przybycia jezdnych buntowników pod dowództwem Bogdana Bończy na d. 6 (18) czerwca z rana. Podszedłszy przed świtem pod ten folwark, wojska bezzwłocznie otoczyły go i przy rewizji zatrzymano kilku ludzi, którzy w nocy przybyli bryczkami; byli to jak się okazało, kwatermistrze bandy. Przekonawszy się w ten sposób, że ci „żandarmi wieszający”, rzeczywiście zamierzają wkrótce przybyć do wsi Gór, porucznik Pleskaczewski rozstawił w ukryciu całą kompanję w parku i schował kozaków w oddzielnym podwórzu, w zamiarze, aby wpuścić całą bandę na podwórze folwarku i dopiero wtedy uderzyć na nią. Na nieszczęście plan ten nie udał się; jeden buntownik, który jechał na 500 kroków przed bandą, wjechawszy na podwórze, dostrzegł zasadzkę i dał swoim znak; natenczas rozpoczął się ogień z ręcznej broni, i kozacy wyskoczywszy z zasadzki, szybko rzucili się za buntownikami, którzy uciekli do blisko leżącego lasu. Piechota wyskoczywszy z poza drzew, biegnąc rzuciła się za buntownikami do lasu. Uprzedzeni przez kozaków buntownicy zmieszali się w szyku, a śpiesznie przybyła piechota strzałami i bagnetem zaczęła ich razić. Po zaciętej walce ręcznej w lesie, buntownicy w rozsypce zaczęli uciekać. W czasie boju, który miał miejsce częścią w lesie, a częścią w gęstym życie, buntownicy ponieśli znaczną stratę; do 50 trupów pozostało na miejscu, ranionych około 100, w tej liczbie ciężko poraniony bagnetami i pikami przywódca bandy Bończa, który umarł na drugi dzień. Oprócz tego wzięto 8 wozów, 32 konie i wiele prochu, ładunków i broni. Banda ta składała się z dobrze uzbrojonych jeźdźców, po większej części z wyższego stanu; pod odzieżą mieli oni pancerze, co dowodzi 16 złamanych bagnetów i 12 przełamanych pik.
Strata z naszej strony bardzo mało znaczna: dwóch jest ciężko ranionych, dwóch lekko, a wielu szeregowców silnie jest potłuczonych przez konie, przy utarczce z kawalerją w lesie (1).
Oczywiście straty oddziału polskiego tradycyjnie zostały zawyżone. Trudno mi coś powiedzieć na temat tych pancerzy, bo znane mi relacje polskie nic o tym nie mówią.

(1) "Dziennik Powszechny", 26 VI 1863, s.1.

poniedziałek, 2 listopada 2015

Recenzja książki "Od Konstantynowa do Piławiec..."

Swego czasu napisałem recenzję wspomnianej pracy dla nowo-powstającego periodyka, który ... nie powstał. W efekcie było już za późno, by opublikować tekst gdzie indziej, gdyż redakcje przyjmują recenzje bądź artykuły recenzyjne książek nie starszych niż 2-letnie. A zatem udostępniam na chomiku:
http://chomikuj.pl/roman.rozynski/recenzja_P*c5*82owego_-_Copy,5053642659.pdf