poniedziałek, 9 października 2017

Uwagi do biogramu Gabriela Woyniłłowicza

Pod linkiem:
http://mwb.com.pl/studia/wp-content/uploads/2017/05/07_S_Augusiewicz_Gabriel_Wyni%C5%82%C5%82owicz.pdf
możemy znaleźć artykuł biograficzny dotyczący tytułowego bohatera:
S. Augusiewicz, Gabriel Woyniłłowicz, oficer jazdy koronnej z poł. XVII w., zarys biografii.
Autor biogramu twierdzi, że:
Najwcześniejszy, uchwytny źródłowo ślad działalności wojskowej Gabriela mogą stanowić źródłowe wzmianki o udziale pułkownika kaniowskiego Kozaków regestrowych, wymienianego jedynie z nazwiska Woyniłłowicza (lub Womełowicza) w bitwie nad Żółtymi Wodami w kwietniu 1648 r. 14 kwietnia oficer ten, wraz ze Stefanem Czarnieckim i Aleksandrem Brzuchańskim, udali się do Tuhaj beja jako zakładnicy (posłowie) i zostali przez niego wzięci do niewoli. Powszechnie w opracowaniach i komentarzach do edycji źródłowych poświęconych kampanii żołtowodzkiej, lub relacjonujących te zdarzenie, owego Woyniłłowicza utożsamia się na ogół z Gabrielem. Nie można takiej ewentualności wykluczyć, w każdym razie brakuje po temu wystarczających argumentów.
I tu Pan Augusiewicz się myli. Otóż wg dokumentu:  „Zapłata Woyskom Jeo Krolewskiey Mci y Rzptey na Comissiey Lubelskiey pro die Quanta Marty Anni MDCL. Podług Constitiey Sejmu Walnego Warszawskieo Roku MDCXXXX Dziewiątym Odprawionego złożona" (Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie, Akta Skarbowe Wojskowe, dz. 86, nr 39, k. 14v)
wymieniony i z imienia i nazwiska Gabriel Woyniłłowicz otrzymał za pełnienie roli pułkownika kaniowskiego od 1 marca do 31 maja 1648 r. 500 zł. Jak widać zamiast spekulować wystarczyło zajrzeć do wskazywanego wielokrotnie źródła:
Warto dodać, że jakiś Woyniłłowicz był też chorążym w chorągwi Jana Baranowskiego pod Piławcami (Katafalk Rycerski Wielmożnemu Jego Mośći Panu Mikołaiowi z Dambrowice Firleiowi Starościcowi Trembowelskiemu, Rotmistrzowi I. K. M, b. m. d., s. ):
Wo(j)niłowicz (...) Niesie Żółtą Chorągiew/ na którey się świeci Złoty Orzeł
Niestety na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie stwierdzić czy to Gabriel, który musiałby w miarę szybko wyjść z niewoli, czy inny Woyniłłowicz.
wd
Sła

wtorek, 23 maja 2017

Nieudolna praca o wyprawie litewskiej w 1651 roku

W zeszłym roku mieliśmy istny wysyp książek dotyczących powstania Chmielnickiego. Zauważyłem ukazanie się aż 3 nowych pozycji wydanych w 2016 r. Niestety z ilością nie szła w parze jakość.
Dwie z tych prac pozwoliłem sobie już ocenić pokrótce na niniejszym blogu:
http://romanrozynski.blogspot.com/2017/01/nieudolna-praca-o-nieudolnym-hetmanie.html
http://romanrozynski.blogspot.com/2017/01/nieudana-ksiazka-o-kampanii.html
W ostatni czwartek zapoznałem się z treścią trzeciej:
Zdzisław Pieńkos, Wyprawa Janusza Radziwiłła na Kijów w 1651 roku, Zabrze - Tarnowskie Góry 2016.
Wywody autora od samego początku wywołują niepokój. Począwszy od kwestii terminologicznych takich jak stworzenie przez autora państwa ukraińskiego (w istocie Chmielnicki utworzył z opanowanych ziem państwo ruskie), używanie słowa Ukraina w takim znaczeniu jak obecnie (kiedyś oznaczało skraj państwa, coś jak współczesne słowo kresy), poprzez dobór literatury (pozycje encyklopedyczne, bezwartościowa  praca Razina) autor pokazuje, że nie jest zbyt mocny w temacie.
Nie dziwią zatem takie kwiatki jak np. :
 Istotny rozrost armii kozackiej nastąpił, kiedy na jej czele stanął B. Chmielnicki. Okazał się uzdolnionym organizatorem. W kwietniu 1648 roku z Zaporoża wyprowadził 4000-5000 wojska, już we wrześniu pod Piławcami dysponował 70 000 regularnych żołnierzy (s. 23)
Trudno kozacko-chłopsko-mieszczańską zbieraninę, formowaną na zasadach powszechnego pospolitego ruszenia nazywać regularnym wojskiem. Nie zgadzają się też cyfry. Z Zaporoża Chmielnicki wyprowadził zaledwie 800-1000 ludzi, natomiast pod Piławcami miał nie 70 000 regularnych żołnierzy, a ledwo 100 000 ludzi z czego jedną czwartą dobrze do boju godnych.
Uzbrojenie regularnej armii kozackiej było jednolite (s.24)
Nawet w armii koronnej i innej regularnej bywały kłopoty z ujednoliceniem uzbrojenia, tym bardziej w kozackiej, w której znaczna część pochodziła ze zdobyczy.
Każdy pułk miał na wyposażeniu 5-6 armat (s. 24)
I znów bajka, choć zaczerpnięta ze źródła (wydane m. in. jako aneks nr 7 w mojej pracy: M. Rogowicz, Bitwa pod Zbarażem 1649), tylko że pozostałe pozwalają to zweryfikować i odrzucić. Skoro pod Zbarażem przy 30 pułkach Chmielnicki miał łącznie 30 dział (M. Rogowicz, Bitwa pod Zbarażem 1649, s. 81, 82, 172) to nie mógł mieć w każdym pułku 5-6 sztuk.
Sojusz [kozacki] z Tatarami pozbawiał Polaków dotychczasowej przewagi. Chmielnicki zyskał konnicę, która była co najmniej równorzędnym przeciwnikiem polskiej jazdy. Dzięki temu udało mu się zniszczyć dywizję Stefana Potockiego nad Żółtymi Wodami, a potem, wykorzystując przewagę mobilności, zaskoczył i rozbił główny korpus armii kwarcianej pod Korsuniem (s.28)
W istocie jazda tatarska mogła się mierzyć z polską jedynie przy dużej przewadze liczebnej, a taką miała i nad Żółtymi Wodami i pod Korsuniem. O powodach klęski korsuńskiej już pisałem na podstawie źródła z epoki: https://romanrozynski.blogspot.com/2015/05/przyczyny-kleski-korusnkiej-w-1648-roku.html

Podobnych kwiatków jak powyżej znajdujemy na następnych stronach niemało. Co gorsza aż 61 początkowych stron to niepotrzebny opis wydarzeń poprzedzających kampanię 1651 r. Dopiero w rozdziale IV następuje właściwe wprowadzeniu do tytułowego zagadnienia.

Na stronie 69 autor niepotrzebnie przedstawia podsumowanie komputu litewskiego na rok 1649 zamiast znaleźć taki komput dla interesującego nas roku 1651, stąd na następnych stronach (70-71) poznajemy jedynie hipotetyczny skład armii litewskiej w roku 1651.

Dalej już mi się nie chce recenzować, praca jest po prostu żenująco słaba i mogę ją tylko odradzić.


środa, 11 stycznia 2017

Nieudolna praca o nieudolnym hetmanie



Dariusz Wasilewski, Hetman wielki koronny Mikołaj Potocki - hetman shańbiony? (wyd. 2016)

Zapoznałem się w księgarni jedynie z interesującymi mnie fragmentami książki dotyczącymi wydarzeń z rebelii Chmielnickiego (lata 1648-51).

Praca oparta jest na bardzo skromnej bazie źródłowej, a znacznie bardziej na literaturze przedmiotu i to zazwyczaj tej gorszej. Razi szczególnie częste powoływanie się na prace Macieja Franza, znanego z tego, że nigdy w życiu nie napisał dobrej pracy dotyczącej Kozaczyzny Zaporoskiej, a we wszystkich napisanych nie zawarł bodajże nawet jednego nowego ustalenia lub skutecznej polemiki z dotychczasowymi pracami. W rezultacie autor nie ustala nic nowego, a powtarza jedynie to co już wiadomo, a i to niekoniecznie, bo wiele przepisanych przez niego dywagacji zostało obalonych w lepszej literaturze.

Z zapamiętanych potknięć można zauważyć błędne zdefiniowanie celu wyprawy Stefana Potockiego, która zakończyła się tragiczną bitwą nad Żółtymi Wodami (29 IV - 16 V 1648). Oczywiście celem syna hetmańskiego nie było rozpoznanie sił wroga, a ich zniesienie. Hetman nie wiedział wtedy jeszcze, że Chmielnickiemu nadeszły na pomoc nowe siły tatarskie (oprócz tych kilkuset czy 500 ludzi o których już wiedział). Nie jest też prawdą, że siły tatarskie nadeszły na pomoc Kozakom już 13 marca. Ten dzień to data zawarcia na Krymie porozumienia kozacko-tatarskiego. Właściwie to ze znanych mi i innym historykom źródeł nie sposób podać daty dotarcia większych sił tatarskich na Zaporoże. Mogło się to stać nawet długo po wyruszeniu Stefana Potockiego przeciw buntownikom. Możliwe też, że siły te nadchodziły częściami. Nie jest oczywiście prawdziwa cyfra 7000 ordyńców jacy mieli pomagać Kozakom nad Żółtymi Wodami i pod Korsuniem. Tyle sugeruje jedynie bałamutny w tej mierze opis Samuela Twardowskiego z kompilacyjnej "Wojny domowej ...". Minimalna liczba jaką podają źródła to 20 000 nad Żółtymi Wodami.

Opisując kampanię korsuńską Wasilewski w czarnych barwach kreśli sytuację sił polskich. Oczywiście wobec celu pracy jakim jest uniewinnienie Mikołaja Potockiego z poniesionych klęsk autor pracy nie przytacza znanej w literaturze przedmiotu opinii Adama Hieronima Sieniawskiego o przyczynach klęski i sytuacji sił polskich przed klęską korsuńką, która choć trudna wcale nie była zła - wystarczyło jedynie zostać w obozie i czekać na posiłki:
http://romanrozynski.blogspot.com/2015/05/przyczyny-kleski-korusnkiej-w-1648-roku.html

Nie pamiętam już co autor naknocił na temat bitwy beresteckiej i kampanii białocerkiewskiej ale nie ma tam nic ciekawego co warto byłoby zapamiętać.

W każdym razie odradzam zakup

Nieudana książka o kampanii białocerkiewskiej 1651 r.




Konrad Rzepecki, Kampania białocerkiewska 1651 (wyd. 2016)

Praca ta jest przede wszystkim błędnie zatytułowana, gdyż dotyczy wszystkich wydarzeń militarnych z 1651 r. poczynając od zimowej kampanii hetmana polnego Marcina Kalinowskiego, przez bitwę berestecką i wreszcie tytułową kampanię. Z pracy tej nie dowiemy się absolutnie nic nowego na temat opisanych wydarzeń, a to co się dowiemy jest dość dalekie od rzeczywistości bądź bardzo ogólnikowe. Przykładem jest pójście autora bezkrytycznie za wielokrotnie obalonymi i zupełnie absurdalnymi tezami Olgierda Górki, który ubzdurał sobie, że wojska tatarskie pod wodzą chana mogły liczyć w tym czasie maksymalnie do 30 000 ludzi. Taką właśnie cyfrę podał Rzepecki dla wojsk tatarskich pod Beresteczkiem - nie ma ona oczywiście poparcia w źródłach. Opisy wydarzeń poprzedzających właściwy temat pracy zostały nadmiernie rozbudowane ale i tak nie przedstawiają w sposób właściwy ani sił polskich ani przeciwników ani przebiegu wydarzeń - nie dziwi to gdyż oparte są o literaturę przedmiotu, która nie jest bynajmniej warta zbyt wiele.

Autor niezmiernie rzadko korzystał z dokumentów archiwalnych, a co gorsza jedynie wydanych drukiem i to tych najbardziej popularnych. Nie zauważyłem wykorzystania niedawno wydanego na Ukrainie bardzo cennego dla historyka zbioru dokumentów w kilku tomach pt.: Dżereła z istorii nacionalno-wizwolnoj wijny ukrainskogo narodu 1648–1658 rr., a i z pozostałych autor korzystał nazbyt oszczędnie.

Przechodząc do opisu kampanii tytułowej Rzepecki nie pokusił się o ustalenie choćby składu sił polskich, poprzestał jedynie na liczbach ogólnych, których nie potrafił jednak przekonywująco uzasadnić podając w dodatku dość duże widełki, bo od 18 000 do 24 000. Siłę armii kozackiej oszacował nieco wyżej ale nie wykazał dla tej cyfry żadnej podstawy źródłowej. O przebiegu tytułowej kampanii i batalii białocerkiewskiej nie dowiemy się nic nowego (a raczej mniej) w porównaniu z o niebo lepszą, choć wcale nie rewelacyjną, pracą Marcina Domagały.

Podsumowując - unikać jak zarazy.