środa, 11 stycznia 2017

Nieudolna praca o nieudolnym hetmanie



Dariusz Wasilewski, Hetman wielki koronny Mikołaj Potocki - hetman shańbiony? (wyd. 2016)

Zapoznałem się w księgarni jedynie z interesującymi mnie fragmentami książki dotyczącymi wydarzeń z rebelii Chmielnickiego (lata 1648-51).

Praca oparta jest na bardzo skromnej bazie źródłowej, a znacznie bardziej na literaturze przedmiotu i to zazwyczaj tej gorszej. Razi szczególnie częste powoływanie się na prace Macieja Franza, znanego z tego, że nigdy w życiu nie napisał dobrej pracy dotyczącej Kozaczyzny Zaporoskiej, a we wszystkich napisanych nie zawarł bodajże nawet jednego nowego ustalenia lub skutecznej polemiki z dotychczasowymi pracami. W rezultacie autor nie ustala nic nowego, a powtarza jedynie to co już wiadomo, a i to niekoniecznie, bo wiele przepisanych przez niego dywagacji zostało obalonych w lepszej literaturze.

Z zapamiętanych potknięć można zauważyć błędne zdefiniowanie celu wyprawy Stefana Potockiego, która zakończyła się tragiczną bitwą nad Żółtymi Wodami (29 IV - 16 V 1648). Oczywiście celem syna hetmańskiego nie było rozpoznanie sił wroga, a ich zniesienie. Hetman nie wiedział wtedy jeszcze, że Chmielnickiemu nadeszły na pomoc nowe siły tatarskie (oprócz tych kilkuset czy 500 ludzi o których już wiedział). Nie jest też prawdą, że siły tatarskie nadeszły na pomoc Kozakom już 13 marca. Ten dzień to data zawarcia na Krymie porozumienia kozacko-tatarskiego. Właściwie to ze znanych mi i innym historykom źródeł nie sposób podać daty dotarcia większych sił tatarskich na Zaporoże. Mogło się to stać nawet długo po wyruszeniu Stefana Potockiego przeciw buntownikom. Możliwe też, że siły te nadchodziły częściami. Nie jest oczywiście prawdziwa cyfra 7000 ordyńców jacy mieli pomagać Kozakom nad Żółtymi Wodami i pod Korsuniem. Tyle sugeruje jedynie bałamutny w tej mierze opis Samuela Twardowskiego z kompilacyjnej "Wojny domowej ...". Minimalna liczba jaką podają źródła to 20 000 nad Żółtymi Wodami.

Opisując kampanię korsuńską Wasilewski w czarnych barwach kreśli sytuację sił polskich. Oczywiście wobec celu pracy jakim jest uniewinnienie Mikołaja Potockiego z poniesionych klęsk autor pracy nie przytacza znanej w literaturze przedmiotu opinii Adama Hieronima Sieniawskiego o przyczynach klęski i sytuacji sił polskich przed klęską korsuńką, która choć trudna wcale nie była zła - wystarczyło jedynie zostać w obozie i czekać na posiłki:
http://romanrozynski.blogspot.com/2015/05/przyczyny-kleski-korusnkiej-w-1648-roku.html

Nie pamiętam już co autor naknocił na temat bitwy beresteckiej i kampanii białocerkiewskiej ale nie ma tam nic ciekawego co warto byłoby zapamiętać.

W każdym razie odradzam zakup

Nieudana książka o kampanii białocerkiewskiej 1651 r.




Konrad Rzepecki, Kampania białocerkiewska 1651 (wyd. 2016)

Praca ta jest przede wszystkim błędnie zatytułowana, gdyż dotyczy wszystkich wydarzeń militarnych z 1651 r. poczynając od zimowej kampanii hetmana polnego Marcina Kalinowskiego, przez bitwę berestecką i wreszcie tytułową kampanię. Z pracy tej nie dowiemy się absolutnie nic nowego na temat opisanych wydarzeń, a to co się dowiemy jest dość dalekie od rzeczywistości bądź bardzo ogólnikowe. Przykładem jest pójście autora bezkrytycznie za wielokrotnie obalonymi i zupełnie absurdalnymi tezami Olgierda Górki, który ubzdurał sobie, że wojska tatarskie pod wodzą chana mogły liczyć w tym czasie maksymalnie do 30 000 ludzi. Taką właśnie cyfrę podał Rzepecki dla wojsk tatarskich pod Beresteczkiem - nie ma ona oczywiście poparcia w źródłach. Opisy wydarzeń poprzedzających właściwy temat pracy zostały nadmiernie rozbudowane ale i tak nie przedstawiają w sposób właściwy ani sił polskich ani przeciwników ani przebiegu wydarzeń - nie dziwi to gdyż oparte są o literaturę przedmiotu, która nie jest bynajmniej warta zbyt wiele.

Autor niezmiernie rzadko korzystał z dokumentów archiwalnych, a co gorsza jedynie wydanych drukiem i to tych najbardziej popularnych. Nie zauważyłem wykorzystania niedawno wydanego na Ukrainie bardzo cennego dla historyka zbioru dokumentów w kilku tomach pt.: Dżereła z istorii nacionalno-wizwolnoj wijny ukrainskogo narodu 1648–1658 rr., a i z pozostałych autor korzystał nazbyt oszczędnie.

Przechodząc do opisu kampanii tytułowej Rzepecki nie pokusił się o ustalenie choćby składu sił polskich, poprzestał jedynie na liczbach ogólnych, których nie potrafił jednak przekonywująco uzasadnić podając w dodatku dość duże widełki, bo od 18 000 do 24 000. Siłę armii kozackiej oszacował nieco wyżej ale nie wykazał dla tej cyfry żadnej podstawy źródłowej. O przebiegu tytułowej kampanii i batalii białocerkiewskiej nie dowiemy się nic nowego (a raczej mniej) w porównaniu z o niebo lepszą, choć wcale nie rewelacyjną, pracą Marcina Domagały.

Podsumowując - unikać jak zarazy.