środa, 11 stycznia 2017

Nieudana książka o kampanii białocerkiewskiej 1651 r.




Konrad Rzepecki, Kampania białocerkiewska 1651 (wyd. 2016)

Praca ta jest przede wszystkim błędnie zatytułowana, gdyż dotyczy wszystkich wydarzeń militarnych z 1651 r. poczynając od zimowej kampanii hetmana polnego Marcina Kalinowskiego, przez bitwę berestecką i wreszcie tytułową kampanię. Z pracy tej nie dowiemy się absolutnie nic nowego na temat opisanych wydarzeń, a to co się dowiemy jest dość dalekie od rzeczywistości bądź bardzo ogólnikowe. Przykładem jest pójście autora bezkrytycznie za wielokrotnie obalonymi i zupełnie absurdalnymi tezami Olgierda Górki, który ubzdurał sobie, że wojska tatarskie pod wodzą chana mogły liczyć w tym czasie maksymalnie do 30 000 ludzi. Taką właśnie cyfrę podał Rzepecki dla wojsk tatarskich pod Beresteczkiem - nie ma ona oczywiście poparcia w źródłach. Opisy wydarzeń poprzedzających właściwy temat pracy zostały nadmiernie rozbudowane ale i tak nie przedstawiają w sposób właściwy ani sił polskich ani przeciwników ani przebiegu wydarzeń - nie dziwi to gdyż oparte są o literaturę przedmiotu, która nie jest bynajmniej warta zbyt wiele.

Autor niezmiernie rzadko korzystał z dokumentów archiwalnych, a co gorsza jedynie wydanych drukiem i to tych najbardziej popularnych. Nie zauważyłem wykorzystania niedawno wydanego na Ukrainie bardzo cennego dla historyka zbioru dokumentów w kilku tomach pt.: Dżereła z istorii nacionalno-wizwolnoj wijny ukrainskogo narodu 1648–1658 rr., a i z pozostałych autor korzystał nazbyt oszczędnie.

Przechodząc do opisu kampanii tytułowej Rzepecki nie pokusił się o ustalenie choćby składu sił polskich, poprzestał jedynie na liczbach ogólnych, których nie potrafił jednak przekonywująco uzasadnić podając w dodatku dość duże widełki, bo od 18 000 do 24 000. Siłę armii kozackiej oszacował nieco wyżej ale nie wykazał dla tej cyfry żadnej podstawy źródłowej. O przebiegu tytułowej kampanii i batalii białocerkiewskiej nie dowiemy się nic nowego (a raczej mniej) w porównaniu z o niebo lepszą, choć wcale nie rewelacyjną, pracą Marcina Domagały.

Podsumowując - unikać jak zarazy.




2 komentarze:

  1. Hmmmmm.... twarda recenzja. Zauważyłem, że Pan większość pozycji opisuje negatywnie. Nie na tym polega recenzowanie. Wskazuje się negatywy ale też i pozytywy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Niektóre książki nie mają pozytywów. Prawdę powiedziawszy znaczna część książek historycznych z jakimi się zapoznałem to bezwartościowy chłam

    OdpowiedzUsuń